Translate

piątek, 19 grudnia 2014

King of Warriors 4

Przeszłyśmy kilka kroków i znalazłyśmy się na ringu. Nasza obecność przyciągnęła uwagę wielu mężczyzn. Nie dziwię się. Mało który nie kieruje się żądzami i instynktem. Dalekie to było od komfortu.
Rozkojarzona nie usłyszałam wezwania do walki. Wściekła Eve rzuciła się w moją stronę. Nie wyglądała, jakby miała konkretnie zaatakować, próbowała naprzeć na mnie swoim ciałem i przewrócić. W ostatniej chwili zrobiłam unik, dziewczyna lekko otarła się o mnie i upadła na ziemię. Powoli kradłam skrawki jej dumy, lekceważyłam obojętnymi krokami. Wstała jeszcze bardziej zdenerwowana, niesfornie wymierzyła cios podążający w kierunku mojej buzi. Uchyliłam się w lewą stronę, zacisnęłam pięść i uderzyłam ją w brzuch. Skuliła się. Gdy była lekko pochylona, zauważyłam, że jej wysoki kucyk jest lekko poluzowany. Mimo to czarne włosy nadal wyglądały nieziemsko, współgrały z gładką skórą i śniadą cerą. Eve otrząsnęła się, wymierzyła we mnie shuto ganmen uchi*, ale w czas zatrzymałam delikatną dłoń. Coraz większy grymas pojawiał się na jej twarzy, widziałam, że denerwuje ją bezradność wobec mnie. Chciałam to skończyć, lecz nie miałam ochoty robić jej krzywdy, w końcu to dziewczyna, taka jak ja. Żal powstrzymywał i ograniczał moją osobę, stał się swoistą blokadą. Pewnie nawet nie potrafiłabym pojąć jej problemów, życia, motywów... Z niewielką siłą zadałam jej side kicka**. Eveline była u kresu sił, widziałam to, lecz przed walką umknęło coś mojemu spojrzeniu, teraz niosło ogromne zagrożenie. Przykucnęła i patrząc spode łba wysunęła ze skórzanego buta nóż. Mały, z kastetem na rękojeści. Usłyszałam głośne krzyki i gwizdy, zakręciło mi się w głowie. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z taką sytuacją, do tego to dopiero moja druga walka. Obróciłam się w stronę miejsca, gdzie wcześniej stał Bang z nadzieją, że mi podpowie. Już go tam nie było. Znów zerknęłam na przeciwniczkę. Dyszała, zaciskała w ręku broń, po chwili ruszyła, zaczęła biec w obłędzie z wyprostowaną ręką skierowaną ku mnie. Nóż miał za zadanie zranić moją twarz. Chciałam odsunąć się w bok, lecz Eve wzięła zamach od góry. Odchyliłam ciało do tyłu, ledwo utrzymując równowagę. Przejechała czubkiem ostrza po moich wargach, krew sączyła się apatycznie, spływając po szyi i wzdłuż obojczyka. Smak żelaza paraliżował język. Zachwiałam się, w tym momencie dziewczyna przekroczyła wszelkie granice. Wściekła, wysokim kopnięciem wytrąciłam jej nóż z dłoni, przy okazji raniąc ją nieznacznie. Ostatecznym ciosem było kansetsu geri***. Teraz leżała naprzeciw mnie. Nadal wściekła, wycieńczona. Nie mogła się podnieść. Z pożałowaniem popatrzyłam na nią i już miałam odejść, lecz coś... coś mnie zatrzymało. Czy to sumienie? Podałam jej dłoń, nie chciała przyjąć. Pochyliłam się, podniosłam ją i chwilę później sadzałam na czerwonej, zamszowej, kanapie, która stała obok kilku ławek, udających trybuny. Nie była zadowolona. Mimo to wiem, że zrobiłam dobrze. Kilka minut potem podszedł do niej zatroskany, wysoki, atletyczny blondyn. Niebieskie oczy błyszczały mu niczym dwa ogromne szafiry. Długie włosy spływały po jego szerokich ramionach. Zajął się Eve. Ona w przeciwieństwie do mnie miała kogoś, kto się o nią martwił.
Przepełniona melancholią poszłam po wynagrodzenie. Czy kiedykolwiek znajdzie się ktoś, kto będzie dla mnie wyrozumiały, kochający? Zakładam, że raczej pozostanie to moim pięknym, niespełnionym pragnieniem. Bella widział mój ból, lecz wolał udawać, że wszystko w porządku.
-Czy można używać broni w walkach? - mój chłodny głos załamał mi się na końcu pytania.
-Niby nie, ale to nielegalne walki, wszystko jest możliwe, kochanie.
-Jestem zmęczona, proszę, daj mi wypłatę. Idę do domu, muszę jeszcze odrobić lekcje.
Gdy wyszłam było już ciemno. W powietrzu unosił się zapach kwiatów tytoniu. Ciężkimi krokami zmierzałam do domu. Ćmy jak szalone obijały się o przygasające latarnie. Słyszałam grzebiące w śmieciach bezdomne koty, które nerwowo szukały pożywienia. Zdawało mi się, że za jedną z kamienic widziałam ludzką sylwetkę. Dla mnie ten wieczór trwał jeszcze bardzo długo...

*cios w karate kyokushin, uderzenie w skroń zewnętrznym kantem dłoni
**cios w kickboxingu, kolejno, kopnięcie boczne
***cios w karate kyokushin, kopnięcie w kierunku stawu kolanowego

niedziela, 14 grudnia 2014

King of Warriors 3

Rozpoznałam bluzę, w której był mężczyzna. Stałam jeszcze kilka minut lekko oszołomiona. Pusty wzrok odzwierciedlał równie pusty umysł. Nie mogłam uwierzyć. Chciałam to potraktować jako złudzenie. Nagle zrozumiałam, dlaczego cały dzień mnie obserwowano. Dziwne było to, że nie czułam żadnego strachu, nawet mimo wspomnień wczorajszej walki, którą oglądałam. Wiedziałam, kto mi pomógł. Wiedziałam, czyje imię wykrzykiwali wczoraj wszyscy na sali. Wiedziałam też, że ta osoba tak bardzo działa mi na nerwy i oczywistym jest nieposłuchanie jej. Nie boję się tego flirciarza! Za to on chyba mnie tak. Złowrogi uśmieszek zawitał na mojej twarzy. Obrałam kierunek - King of Warriors. Obrałam też nowy cel - pokonać Banga!
Poczułam się, jakbym mogła wszystko. Szybkim krokiem pomaszerowałam do piwnicy.
Zastanawiałam się, czy już dziś prosić o walkę z kolegą ze szkoły. Może jeszcze poczekać? Albo udowodnić mu moją siłę. Chcę usłyszeć jak ten niski, mocny głos wypowiada słowa: "Wygrałaś Muteki". Myśli te napędzały moje ambicje. Zmierzę się z nim, a on nie będzie mógł mi odmówić!
Nieodparta pokusa znów zwiodła mnie do piwnicy.
Od razu obrzuciłam pytaniami Bellę, który był w trakcie obsługiwania klientów.
-Dlaczego on tu jest?! Co on tu robi?!
-Poczekaj młoda - bąknął polewając Jacka Danielsa do szklanki niskiego, filigranowego chłopca, który ze smutkiem w oczach obserwował napełniające się płynem naczynie.
-Ale musisz mi to powiedzieć!
Bella dolał coli, sypnął dwie kostki zimnego lodu, przesunął napój w kierunku klienta i zwrócił się do mnie:
-Co tak bardzo cię interesuje?
-Bang - mężczyzna prychnął.
-Zabawne. Pytasz o osobę, która ma tutaj najwięcej do powiedzenia. Wiesz na czym polega system funkcjonowania tego miejsca?
-Nie. Opowiedz mi o tym! - krzyknęłam zniecierpliwiona.
-Codziennie odbywa się tu kilkadziesiąt walk. Wyniki są zapisywane nie tylko ze względu na zakłady pieniężne. Ten, który pokona każdego zawodnika, jaki zjawił się w piwnicy - jest królem. Jak sama nazwa wskazuje - nosi on tytuł "King of Warriors". Kochanie, jeśli jeszcze się nie domyśliłaś do czego zmierzam to powiem ci dobitnie - chłopak, o którego pytasz to nasz obecny władca.
-Słucham?! - stałam jak wryta.
Poprosiłam Bellę by nalał mi piwa. Napełnił półlitrowy kufel, piana szybko opadła, wzięłam jeszcze słomkę i chwilę później upajałam się gorzkawym smakiem alkoholu.
Nadal nie do końca wszystko rozumiałam. Zaczęłam męczyć barmana kolejnymi pytaniami.
-Kiedy Bang zawitał tu po raz pierwszy?
-Jakieś trzy lata temu. Przywlekł się tu młody, nieporadny. Zrezygnowany wymusił walkę, nieźle oberwał. Przegrywał raz za razem. Któregoś dnia jednak udało mu się wygrać swoje pierwsze starcie. Wtedy obudził się w nim demon. Zaczął ciężko pracować, uczył się każdego dnia. Wytrwałość doprowadziła go na sam szczyt.
-Mam szansę go pokonać, wygrać to miejsce - mruknęłam.
-Słucham?
-Nie, nic, nic.
Odeszłam wolnym krokiem od baru, rozejrzałam się, wokół byli sami starsi mężczyźni. Wróciłam wzrokiem do chłopaka, którego wcześniej obsługiwał Bella. Blondynek zupełnie nie pasował do tego miejsca. Bardzo zadbany, o kobiecych rysach twarzy. Włosy proste, kończące się na linii szczęki, z przedziałkiem pośrodku i ten melancholijny wzrok skupiony na już wpół pustej szklance. Zainteresował mnie, zmierzałam w jego kierunku, lecz ktoś wyrwał mnie z tego transu.
-Ty jesteś Muteki!
Obróciłam się i ujrzałam nieziemsko piękną dziewczynę. Mniej więcej w moim wieku.
-Tak!
-Walcz ze mną!
Byłam zaskoczona. Z jej ogromnych, karych oczu biła nienawiść. Czarne, długie i proste włosy związała w wysoki kucyk. Jej twarz przyozdabiał piercing, dwa kolczyki pod pełnymi, bordowymi ustami. Skąpy strój uwydatniał kobiece kształty. Szczupła, o wąskich ramionach, dużych piersiach. Lateksowe spodnie opinały się na pupie, a czarne buty na grubym, wysokim obcasie podkreślały zgrabne stopy. Naćwiekowany biustonosz dodawał jeszcze pikanterii.
-Jak się nazywasz? - odparłam ze spokojem w głosie.
-Eveline, Eve.
Podeszłam do niej bliżej, zauważyłam kiełki ujawniające się w szyderczym uśmiechu. Poczułam niezwykły zapach konwalii. Łagodność tych perfum zmieniała trochę sposób odbioru jej postawy. Sprawiała wrażenie łagodniejszej. Zaniepokoiłam się tym faktem. Nawet jeżeli jestem pewna siebie, zawsze powinnam docenić przeciwnika, a takie drobne szczegóły nie mogły na mnie wpływać.
-Będę z tobą walczyć. - powiedziałam.
Kątem oka ujrzałam Banga. Nie wyglądał na zadowolonego, lecz ja nie miałam zamiaru rezygnować ze starcia.