Translate

czwartek, 2 lipca 2015

King of Warriors 8

Szłam szeroką uliczką rozbudzoną jasnymi promieniami słońca. wszystko zdawało się być wyblakłe. Krople potu spływały mi po czole od nadmiernego gorąca. W trakcie drogi, szybko związałam niesforne włosy w koka myśląc już tylko o kolejnej walce.
Otwierając znów te same, spróchniałe drzwi, ujrzałam Banga. Opierał się o chłodny mur na drugim końcu sali, a teraz patrzył bezpośrednio na mnie. Zmrużyłam oczy, uniosłam jedną brew wykrzywiłam usta w grymasie, by wiedział, że traktuję go z wyższością i nie mam ochoty z nim rozmawiać, lecz sytuacja mnie do tego zmusza. Pewnie podeszłam do niego, stanęłam blisko, przysunęłam swoją twarz i patrząc z nienawiścią w te czekoladowe oczy, powiedziałam "Pokonam cię, Bang. Będziesz błagał o litość.". Kończąc te słowa, odwróciłam się energicznie i podeszłam do baru. Chwyciłam Bellę za rękę i tylko spytałam:
-Kto?
-Wycofaj się. - powiedział, czym mnie wytrącił z równowagi.
-Dlaczego?! - krzyknęłam z histerią w głosie.
-Nie wygrasz tego.
-Nie wierzysz we mnie!
-Jak chcesz, kochanie, ale pamiętaj, że cię ostrzegałem.
-Więc kto?
-Bang.
Byłam oszołomiona, odwróciłam się by jeszcze raz spojrzeć na tego idiotę. Stał w tym samym miejscu i teraz lekko się do mnie uśmiechnął.
Nie zamierzałam się poddać.


Musiałam sprawdzić jak rozwinie się sytuacja. Podeszłam do Banga stojącego już na polu walki. Chłopak rzucił się na mnie. Zadawał mi ciosy, które wcale nie bolały. Jego zachowanie przypominało wrestling. Nie chciałam mu pozwolić mnie zmylić. Moja ofensywa opierała się na silnych uderzeniach z zakresu pięściarstwa i kopnięciach z kickboxingu. On nadal udawał. Widzowie krzyczeli, więc zapewne walka ze strony osób trzecich wyglądała zjawiskowo. W oddali zauważyłam Zenka spoczywającego na kanapie i choć wokół niego siedziały piękne dziewczyny, to on wpatrywał się tylko we mnie. Odrobinę się rozproszyłam. jego błękitne oczy podążające za każdym moim ruchem dały mi ogromny zastrzyk energii. Natychmiast zadałam Bangowi ostatnie, decydujące ciosy. Padł. Cała sala zamarła. Wywarłam na nich niesamowite wrażenie. Słyszałam wiwaty: "Olać zasady, ona jest królową!", "Muteki!", "Zajebista ta młoda", "Muteki na królową".
Gdy wszystko ucichło, podbiegłam do Banga. Wręcz wywlokłam go na zewnątrz. Przeszliśmy kilka kroków i schowaliśmy się za jednym z budynków.
-Ty idioto, co to było, oddałeś mi walkę?!
Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, a z wargi spłynęła mu stróżka krwi. Poczułam się winna, spojrzałam na niego z lekkim obrzydzeniem.
Położył mi swoją lewą dłoń na policzku i powiedział ironicznie:
-To dla ciebie, moja mała królowo.
Nie rozumiałam go, a z każdą minutą miałam coraz większe wyrzuty sumienia.
-Winny mi jesteś wyjaśnienia, idioto. Idziesz ze mną do domu.
Popatrzył na mnie ze wzrokiem szczeniaka, po czym odezwał się szyderczo:
-Tak jest, moja Pani.

King of Warriors 7

-Wiesz co przyjaciółko, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo jestem zagubiona. Niedawno natrafiłam na piwnicę, ale nie zwyczajną. W tej zgrzybiałej melinie tętni życie. Odbywają się tam nielegalne walki. Co ja mówię, przecież żadne walki w ukrytych gdzieś dziurach nie są legalne!
-Idiotka...
-Co?
-Przecież cię znam, zbyt dobrze. Odrazu wkręciłaś się w towarzystwo, co? Biłaś się? To po tym ta szyja?
-Nie do końca.
-Oczekuję wyjaśnień - powiedziała z wyrzutem Cherry.
-Owszem biłam się! I wygrałam! Wygrałam! W piwnicy był też Bang, a dziś dowiedziałam się, że i Zenek ma pojęcie o tym miejscu. Ale wracając do zasinienia - ciągnęłam - Stoczyłam dwie walki, jedna z nich była z dziewczyną. Mówię ci, rozpieszczona laska. W trakcie starcia wymachiwała nożem! Ale to nic. Gdy wracałam do domu z piwnicy, rzuciło się na mnie trzech wyrostków. Trochę ich poturbowałam i uciekłam. A teraz najważniejsze. Możesz zacząć ostro potępiać tego playboya! Bang wszystko widział! Nawet wiedział co to za ludzie, to laska, z którą wygrałam ich na mnie nasłała. Rozpieszczona ... pani lekkich obyczajów! - zakończyłam. Miałam tendencje do ubarwiania opowieści nadmierną gestykulacją i podniesionym tonem głosu, tak było i tym razem. Mówiąc do Cherry wymachiwałam rękami na wszystkie strony i nie potrafiłam ukryć swojego podniecenia.
-Och, jesteś taka głupiutka, zawsze się w coś wpakujesz. Dobrze, że skończyło się tylko na tym - wskazała na moją szyję - Kochanie, słuchaj, nie wracaj tam. No nie, co ja mówię, przecież i tak nie posłuchasz! Po prostu na siebie uważaj. A teraz się odstresujmy i włączmy jakąś komedię romantyczną- wzięła do ręki pilota i zaczęła przerzucać programy. Stanęło na "Charlie".
Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy zasnęłam. Chyba byłam bardzo zmęczona.
 Silne i nachalne promienie słońca uderzyły we mnie z wielką siłą, zmusiły do otworzenia jeszcze zmęczonych i zapuchniętych oczu. Uniosłam się, rozpięłam bordową bluzę, w której wczoraj zasnęłam i narkotycznym krokiem zmierzałam do kuchni by trochę się rozejrzeć. Przechadzając się rozespana po mieszkaniu, znalazłam karteczkę "Przynajmniej jedz dobrze, twoja Lock" i posiłek. Kochana Cherry, zawsze o mnie myśli.
Gdy już zjadłam, wzięłam prysznic. Chłodna woda rozbudziła mnie i orzeźwiła. Pełna energii i zdeterminowana poszłam do szafy. Założyłam czarne spodnie z wyższym stanem i króciutką, bordową bluzeczkę. Na sam koniec wzięłam białe skarpetki nad kolano i zebrałam się do King of Warriors.