Translate

wtorek, 8 grudnia 2015

King of Warriors 9

Błyskawicznie zrozumiałam, że popełniłam błąd, ale nie było już odwrotu.
Ten idiota potrafił sprawić, że nawet jeśli wygrałam to i tak pozostałam przegrana.
Przemieszczaliśmy się bardzo szybko. Rozzłoszczona ciągnęłam go za czarny t-shirt nike, a on grzecznie podążał za mną uśmiechając się szyderczo. Znaleźliśmy się w głównej części miasta.
Do mojego domu było już całkiem blisko. Chłodne, szare uliczki, ciężkie betonowe budynki, wszystko to znałam już bardzo dobrze, ale za każdym razem ten widok mnie zachwycał.
W mieście lubiłam ten chłodny dystans i poczucie niezależności, tą achromatyczność, dla której ludzie byli bardzo konkurencyjni. Czułam, że właśnie to miasto ubarwiają osobowości, szczegóły, zapachy. Otoczenie było tylko płótnem, na którym wszyscy mogliśmy tworzyć do woli.
Właśnie tutaj znaczenia nabierała woń maciejki, o którą tak bardzo dbała wścibska Pani Lindsky, kolorowe światełka na choinkę, które przyozdabiały witrynę antykwariatu Pana Derskiego i radosna twórczość kredą na chodnikach tych nieznośnych dzieciaków z kamienicy obok. Lubiłam czasem przystawać i przysłuchiwać się muzyce, która wydostawała się przez uchylone okno z mieszkania na parterze, kojące dźwięki Doughter walczyły z ulicznym gwarem prawie każdego dnia.
Obudziłam się z transu gdy Bang powiedział;
-To nie tu?
-Skąd wiesz?! - krzyknęłam z oburzeniem
-Ja wszystko wiem... - zamruczał.
Zaczęłam nerwowo otwierać drzwi i wycedziłam przez zęby krótkie "Właź!".
Na klatce schodowej panowała zupełna cisza. Tylko nasze kroki odbijały się echem po pomieszczeniu.
Chwilę później kroki ucichły, a spokój zakłócał głośny brzęk kluczy, którymi otwierałam już drzwi do mieszkania.
Przedpokój był obszerny. Cały mój dom był dość duży. Zbyt duży jak na mnie samą. Pięć pokoi, dwie łazienki, duży przedpokój i ogromny salon z kuchnią, do tego wszędzie lustra potęgujące wrażenie przestrzeni.
Buty zostawiliśmy pod dwumetrowym, kryształowym lustrem, w złotej, bogato rzeźbionej ramie, na małym ciemnoszarym dywaniku. Kurtki odwiesiliśmy na zabytkowy, secesyjny wieszak.
Przedpokój otwierał się na salon z kuchnią. W centrum stała bordowa kanapa w welurowym obiciu.
-Siadaj! - powiedziałam niegrzecznie, a Bang usiadł.
Pierwszy raz od wyjścia z klubu spojrzałam na jego twarz,
Krew już lekko zastygła, a mi zrobiło się jego żal.
Poszłam do łazienki po apteczkę. Siadłam na kanapie obok niego. Wyjęłam gazik, polałam go wodą utlenioną i zaczęłam delikatnie przemywać ranę.
Zupełna cisza, podniosłam wzrok znad zranionych ust i skierowałam wyżej.
Miał takie ciemne i ciepłe oczy, patrzyły inaczej niż zwykle.
Nie wiem dlaczego, ale speszona, wróciłam do przemywania rany. Pełne usta uśmiechnęły się lekko, a ja skupiona tylko na nich nadal przecierałam to samo miejsce.
Szybko skończyłam, odniosłam rzeczy na miejsce i siadłam w kuchni przy starym stole z orzecha.
-Dlaczego? - spytałam
-Ale co, dlaczego?
-Dlaczego taki jesteś? Nieznośny? Jak trafiłeś do Kingo of Warriors? Dlaczego pozwoliłeś mi wygrać w taki beznadziejny sposób?
-Jeśli stopniowo odkryjesz odpowiedzi na pytania, będzie ciekawiej. Dziś odpowiem ci tylko na jedno. Mogę odpowiedzieć też na wszystkie, ale warunkiem jest to, że już nie pojawisz się w piwnicy.
-Kim jesteś?
-Wojownikiem.
-Wiesz, że nie o to mi chodziło.
-Było zadać bardziej precyzyjne pytanie, teraz już za późno.
-Znów mnie denerwujesz! - krzyknęłam rozzłoszczona.
Podeszłam do ekspresu i zrobiłam sobie espresso.
Usłyszałam skrzypienie podłogi, chwilę później za mną stał Bang.
-Ja też chcę. Wogóle nie wiesz jak się przyjmuje gości.
-Wiem jak się przyjmuje chcianych gości.
-Przywlokłaś mnie tu, więc byłem jak najbardziej chciany.
Zrobił sobie zwykłą czarną kawę i siedliśmy do stołu.
Naprzeciw siebie, bardzo daleko. Patrzyłam wnikliwie w jego oczy z nadzieją, że coś z nich wyczytam.
Wypiliśmy kawę w ciszy.
Wstawił kubek do zlewu i wyszedł, jednak przed zamknięciem drzwi powiedział:
-Nie pozbędziesz się mnie, a jak będziesz grzeczna, to może poznasz odpowiedzi na swoje pytania.
A co ja jestem? Pies? Próbuje mnie tresować? To jakaś metoda kar i nagród?! Przed samym wyjściem podniósł  mi ciśnienie do tego stopnia, że z pewnością będzie mi trudno zasnąć.

czwartek, 2 lipca 2015

King of Warriors 8

Szłam szeroką uliczką rozbudzoną jasnymi promieniami słońca. wszystko zdawało się być wyblakłe. Krople potu spływały mi po czole od nadmiernego gorąca. W trakcie drogi, szybko związałam niesforne włosy w koka myśląc już tylko o kolejnej walce.
Otwierając znów te same, spróchniałe drzwi, ujrzałam Banga. Opierał się o chłodny mur na drugim końcu sali, a teraz patrzył bezpośrednio na mnie. Zmrużyłam oczy, uniosłam jedną brew wykrzywiłam usta w grymasie, by wiedział, że traktuję go z wyższością i nie mam ochoty z nim rozmawiać, lecz sytuacja mnie do tego zmusza. Pewnie podeszłam do niego, stanęłam blisko, przysunęłam swoją twarz i patrząc z nienawiścią w te czekoladowe oczy, powiedziałam "Pokonam cię, Bang. Będziesz błagał o litość.". Kończąc te słowa, odwróciłam się energicznie i podeszłam do baru. Chwyciłam Bellę za rękę i tylko spytałam:
-Kto?
-Wycofaj się. - powiedział, czym mnie wytrącił z równowagi.
-Dlaczego?! - krzyknęłam z histerią w głosie.
-Nie wygrasz tego.
-Nie wierzysz we mnie!
-Jak chcesz, kochanie, ale pamiętaj, że cię ostrzegałem.
-Więc kto?
-Bang.
Byłam oszołomiona, odwróciłam się by jeszcze raz spojrzeć na tego idiotę. Stał w tym samym miejscu i teraz lekko się do mnie uśmiechnął.
Nie zamierzałam się poddać.


Musiałam sprawdzić jak rozwinie się sytuacja. Podeszłam do Banga stojącego już na polu walki. Chłopak rzucił się na mnie. Zadawał mi ciosy, które wcale nie bolały. Jego zachowanie przypominało wrestling. Nie chciałam mu pozwolić mnie zmylić. Moja ofensywa opierała się na silnych uderzeniach z zakresu pięściarstwa i kopnięciach z kickboxingu. On nadal udawał. Widzowie krzyczeli, więc zapewne walka ze strony osób trzecich wyglądała zjawiskowo. W oddali zauważyłam Zenka spoczywającego na kanapie i choć wokół niego siedziały piękne dziewczyny, to on wpatrywał się tylko we mnie. Odrobinę się rozproszyłam. jego błękitne oczy podążające za każdym moim ruchem dały mi ogromny zastrzyk energii. Natychmiast zadałam Bangowi ostatnie, decydujące ciosy. Padł. Cała sala zamarła. Wywarłam na nich niesamowite wrażenie. Słyszałam wiwaty: "Olać zasady, ona jest królową!", "Muteki!", "Zajebista ta młoda", "Muteki na królową".
Gdy wszystko ucichło, podbiegłam do Banga. Wręcz wywlokłam go na zewnątrz. Przeszliśmy kilka kroków i schowaliśmy się za jednym z budynków.
-Ty idioto, co to było, oddałeś mi walkę?!
Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, a z wargi spłynęła mu stróżka krwi. Poczułam się winna, spojrzałam na niego z lekkim obrzydzeniem.
Położył mi swoją lewą dłoń na policzku i powiedział ironicznie:
-To dla ciebie, moja mała królowo.
Nie rozumiałam go, a z każdą minutą miałam coraz większe wyrzuty sumienia.
-Winny mi jesteś wyjaśnienia, idioto. Idziesz ze mną do domu.
Popatrzył na mnie ze wzrokiem szczeniaka, po czym odezwał się szyderczo:
-Tak jest, moja Pani.

King of Warriors 7

-Wiesz co przyjaciółko, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo jestem zagubiona. Niedawno natrafiłam na piwnicę, ale nie zwyczajną. W tej zgrzybiałej melinie tętni życie. Odbywają się tam nielegalne walki. Co ja mówię, przecież żadne walki w ukrytych gdzieś dziurach nie są legalne!
-Idiotka...
-Co?
-Przecież cię znam, zbyt dobrze. Odrazu wkręciłaś się w towarzystwo, co? Biłaś się? To po tym ta szyja?
-Nie do końca.
-Oczekuję wyjaśnień - powiedziała z wyrzutem Cherry.
-Owszem biłam się! I wygrałam! Wygrałam! W piwnicy był też Bang, a dziś dowiedziałam się, że i Zenek ma pojęcie o tym miejscu. Ale wracając do zasinienia - ciągnęłam - Stoczyłam dwie walki, jedna z nich była z dziewczyną. Mówię ci, rozpieszczona laska. W trakcie starcia wymachiwała nożem! Ale to nic. Gdy wracałam do domu z piwnicy, rzuciło się na mnie trzech wyrostków. Trochę ich poturbowałam i uciekłam. A teraz najważniejsze. Możesz zacząć ostro potępiać tego playboya! Bang wszystko widział! Nawet wiedział co to za ludzie, to laska, z którą wygrałam ich na mnie nasłała. Rozpieszczona ... pani lekkich obyczajów! - zakończyłam. Miałam tendencje do ubarwiania opowieści nadmierną gestykulacją i podniesionym tonem głosu, tak było i tym razem. Mówiąc do Cherry wymachiwałam rękami na wszystkie strony i nie potrafiłam ukryć swojego podniecenia.
-Och, jesteś taka głupiutka, zawsze się w coś wpakujesz. Dobrze, że skończyło się tylko na tym - wskazała na moją szyję - Kochanie, słuchaj, nie wracaj tam. No nie, co ja mówię, przecież i tak nie posłuchasz! Po prostu na siebie uważaj. A teraz się odstresujmy i włączmy jakąś komedię romantyczną- wzięła do ręki pilota i zaczęła przerzucać programy. Stanęło na "Charlie".
Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy zasnęłam. Chyba byłam bardzo zmęczona.
 Silne i nachalne promienie słońca uderzyły we mnie z wielką siłą, zmusiły do otworzenia jeszcze zmęczonych i zapuchniętych oczu. Uniosłam się, rozpięłam bordową bluzę, w której wczoraj zasnęłam i narkotycznym krokiem zmierzałam do kuchni by trochę się rozejrzeć. Przechadzając się rozespana po mieszkaniu, znalazłam karteczkę "Przynajmniej jedz dobrze, twoja Lock" i posiłek. Kochana Cherry, zawsze o mnie myśli.
Gdy już zjadłam, wzięłam prysznic. Chłodna woda rozbudziła mnie i orzeźwiła. Pełna energii i zdeterminowana poszłam do szafy. Założyłam czarne spodnie z wyższym stanem i króciutką, bordową bluzeczkę. Na sam koniec wzięłam białe skarpetki nad kolano i zebrałam się do King of Warriors.

niedziela, 29 marca 2015

King of Warriors 6

Spojrzałam w moje ogromne lustro. Na szyi malował się sinawy ślad. Przemyłam twarz wodą i żelem nawilżającym. Nagle nogi się pode mną ugięły. Bezwładnie opadłam na krzesło. Przyglądałam się uważnie osobie przede mną. Jej szare oczy wierciły dziurę w brzuchu. Chciały coś wiedzieć. Ogromne, z ciemniejszymi obwódkami namalowanymi zmęczeniem oczekiwały ode mnie myślenia. Przynajmniej moje lustrzane alter ego, które kiedyś posiadłam, było w stanie zmusić mnie do jakiejkolwiek reakcji.
Dlaczego ci mężczyźni wczoraj mnie zaatakowali? Jaki był powód? Byłam pewna, że ma to coś wspólnego z King of Warriors. Jarzeniowe światło łazienkowe raziło mnie w oczy. Suche powieki skrzypiały cichutko gdy co chwilę przysłaniały mi moją lustrzaną przyjaciółkę.
Przed wyjściem poszukałam jeszcze jakiejś chusty, znalazłam bordową i owinęłam wokół szyi.

Gdy znalazłam się w szkole ujrzałam ten sam wzrok przepełniony pogardą. Bang znów wlepiał we mnie swoje pełne nienawiści oczy. Nie zamierzałam unikać tego spojrzenia. Z głową uniesioną do góry szłam pewna siebie. Weszłam do klasy, usiadłam jak zawsze obok Cherry. Dziewczyna na chwilę odłożyła swoją lekturę. Przeczesała palcami delikatne włosy i zaczęła poważnie.
-Słyszałam o wszystkim, o tobie i Bangu. To prawda?
Patrzyłam z przerażeniem i zaciekawieniem.
-Możesz mi powiedzieć o co chodzi?
-Od rana po szkole chodzi plotka, że ty i Bang potajemnie się umawiacie. Wasza publiczka już nawet zdążyła wymyślić plotkę o jakiejś kłótni przed szkołą i romantycznej zgodzie między wami. Dziewczyny mają ochotę cię rozszarpać, a faceci cieszą się, że wreszcie najbardziej obłapiany chłopak nie będzie podbierał im lasek.
-Cherry, to wszystko nie tak, ale to nie jest temat do poruszania w szkole. Powiem ci, że możesz być pewna tego, iż nie jestem z tym idiotą.
-Wierzę ci. - spojrzała na mnie wzrokiem pełnym współczucia i znów zaczęła czytać swój komiks.
Dzwonek zadzwonił i lekcja się rozpoczęła.

Długa przerwa, teraz odrobinę odczuwałam skutki plotek krążących po szkole. Wyszłam na dwór i usiadłam sobie na schodkach za budynkiem. Szary beton był odrobinę chłodny i chropowaty, jednak tylko tam zdołałam znaleźć odrobinę spokoju. Jak się okazało - nie na długo.
Czytałam właśnie książkę, gdy przed sobą ujrzałam parę, czarno-biało-czerwonych jordanów. Uniosłam wzrok. Przede mną stał wściekły Bang. Podniosłam się, schowałam książkę do plecaka i stanęłam kilka schodków wyżej by nie mógł patrzeć na mnie z góry.
-Jednak cię nie zabili.
W moich oczach zaczęło malować się przerażenie.
-Skąd wiesz?! To ty ich nasłałeś, tchórzu?!!
-Nie, spokojnie,
-W takim razie skoro wiesz co się stało to na pewno też posiadasz wiedzę kim oni byli! - wykrzyczałam przepełniona złością.
-Przymknij się. inaczej znów nas ktoś zauważy i będzie więcej plotek. Może wymyślą nam dramatyczne zerwanie. Szczerze powiem status zajętego mi pasuje, te dziewczyny zaczynały być męczące. - powiedział zuchwale i spojrzał szyderczym wzrokiem lekko przymrużając ciemne oczy.
-Wytłumacz mi o co chodzi, albo nie przestanę krzyczeć! - zagroziłam.
-Jaka ty jesteś głupiutka. Walczyłaś wczoraj z dziewczyną, z Eve. Nawet nie zauważyłaś jej sygnetu. Taki pierścioneczek, moja droga, świadczy o o wysokim statusie społecznym. A ściślej ujmując, do sieci skomplikowanych układów prokuratorskich. Jej tatuś jest sędzią, a ona pławi się w luksusach, nie umie przegrywać i bawi się w piwnicy. Skompromitowałaś ją. Dla niej żaden problem był wynająć trzech wojowników z innych rejonów miasta, o sile podobnej do mojej. - uniósł brew do góry i odsłonił zęby w szerokim uśmiechu. - Widziałem cię, myślałem, że trzech osiłków odstraszy cię na zawsze, a ty z niewielkimi ranami przyszłaś do szkoły.
-Nie pomogłeś mi! A co jeśli bym zginęła?!
-Na to bym nie pozwolił. - chwycił za kosmyk moich włosów, a ja odtrąciłam jego dłoń.
-Skoro to sprawka Eve, myślisz, że dalej będzie się nade mną znęcać?!
-Nie pozwolę jej na to. - usłyszałam delikatny głos, zza pleców Banga.
Zenek, to Zenek! Podszedł spokojnym krokiem. Ale co on wie?! Co się dzieje.
Stałam osłupiała.
-Spokojnie, wiem o wszystkim. -rzucił i zbliżył się do Banga odpychając go na bok. - Jak możesz męczyć tak niewinne stworzenie, nie dość, że cierpi to jeszcze się nad nią znęcasz. Jak mogłeś jej nie pomóc? Spójrz na tą szyję.
Właśnie zorientowałam się, że chusta jest poluzowana i odsłoniła kawałek zasinienia.
Bang odwrócił się obrażony i szybko wrócił do szkoły.
-Nie martw się, on już tak ma. - powiedział Zenek. - zaraz będzie dzwonek, choć już na lekcje.
Złapał mnie za łokieć i pociągną za sobą.
-Puść. - powiedziałam z wyrzutem.
Wcale tego nie chciałam, ale w tamtym momencie jakiś instynkt właśnie tak kazał mi się zachować.
Jego dłoń obluzowała się i spłynęła po mojej ręce, po czym straciła z nią kontakt. To był moment, w którym bardzo czegoś chciałam, mogłam to mieć, lecz jakaś część mnie bała się konsekwencji.
Byłam wściekła, zszokowana, rozkojarzona. Reszta lekcji upłynęła i szybko. Zaprosiłam Cherry do siebie do domu, w końcu byłam jej winna wytłumaczenia. Postanowiłam, że dziś odpuszczę sobie wizytę w piwnicy. Niech chociaż odrobinę moja sina szyja zmieni swój kolor. Wrócę tam następnego dnia, bogatsza w wiedzę, doświadczenia i wiele więcej siły.

wtorek, 10 lutego 2015

King of Warriors 5

Nie zważając na nic, szłam spokojnie środkiem szerokiej ulicy. Ze starych, zardzewiałych rynien, cichutko i leniwie spływały krople wczorajszej, dawno zapomnianej burzy. Dziś też zapowiadał się niespokojny wieczór. Cisza i spokój groziły wybuchem gromadzących się frustracji. Wyciągnęłam ipoda i włożyłam dwie zniszczone słuchawki do uszu.
Zza jednej z kamienic wyszło trzech mężczyzn. Ubrani w przetarte, skórzane ramoneski, wysokie wiązane buty. Jeden z nich miał na głowie biały kaszkiet, którego brzegi wyginały się do dołu. Drugi wyróżniał się niezwykle długą brodą, a trzeci - intensywnymi, czerwonymi sznurówkami i fantazyjną klamrą od paska w kształcie orła. Żeby się nie pogubić, gdy znów będę czytać te nieokiełznane kartki pamiętnika, zainspirowana książką Mian Mian, nazwę ich numerami, jeden - pan w czapce, dwa - blondyn o bujnej brodzie, trzy - fiołkowe oczy i fantazyjne, krwiste sznurówki. Szli tak niepokornie w moim kierunku. Rozkołysani na boki, z rękami w kieszeniach.  Za ich plecami ujrzałam ukryty w mroku zarys męskiej sylwetki, lekko mnie to zaniepokoiło. Przebiegł niczym cień, bezszelestnie, kryjąc się między leciwymi budynkami.
Mężczyzna numer dwa podszedł do mnie pierwszy, kompani stali po jego bokach. Z szerokim uśmiechem wyciągnął do mnie rękę i chwycił za szyję unosząc kilka centymetrów nad ziemią.
-Powinnaś się domyślić z kim nie zaczynać.
Zaczęłam się dusić, łapczywie próbowałam zaczerpnąć choć odrobinę powietrza, czułam ucisk, obezwładnianie ciała. Dźwięk z odtwarzacza uspakajał mój umysł, pozwalał na resztki racjonalnego myślenia. Postanowiłam wykorzystać ostatnie siły. Uniosłam nogę i kopnęłam napastnika w krocze. Upuścił mnie na ziemię. Zachwiałam się, wzięłam szybki, porządny oddech i dobiłam numer jeden ciosem w szczękę. Jego śnieżnobiała czapka upadła na ziemię. W jednej sekundzie dwa i trzy rzucili się na mnie. Nie byłam przerażona, nie myślałam już, działałam instynktownie. Gdy panowie zamierzali zmasakrować pięściami moją buzię szybko kucnęłam. Udało mi się jednego dość silnie uderzyć pod kolanem. Przewrócił się. W ułamku sekundy lekko się uniosłam i zrobiłam zamach na brzuch pana numer trzy. Zdarłam sobie skórę z kostek zahaczając pięścią o klamrę od paska.  Żaden nie spodziewał się, że jestem aż tak dobra, byli odrobinę oszołomieni. Wykorzystałam ten moment by... by uciec.
Wzięłam nogi za pas. Chyba nigdy jeszcze tak szybko nie biegłam, poczułam ulgę. Orzeźwiające powietrze zdradzało mi największe sekrety życia. Spokoju, który mnie ogarniał nie były w stanie przerwać nawet groźne, pojedyncze grzmoty, które przebijały się przez muzykę w słuchawkach. Nie czułam bólu, ale z mojej dłoni sączyła się krew. Bordowa i gęsta zostawiała za mną ślady. Z impetem wpadłam do mieszkania. Dla bezpieczeństwa szybko zamknęłam drzwi. Opadłam na kanapę i odłożyłam ipoda.  Rozluźniłam się, poczułam nieopisaną ulgę. Włączyłam telewizor, zaczęłam ogłupiać kolejnymi serialami. Długo nie wytrzymałam, ponieważ od tego pustego jazgotu bolała mnie już głowa. Zgasiłam to grające pudło i puściłam  "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" Beatlesów. Rozpłynęłam się w relaksujących dźwiękach muzyki. Bywały momenty gdy pogrążona w melancholii i samotności ściskającej mnie z każdej strony wspominałam listy od rodziców. Wymyślałam sobie co teraz robią, czy za mną tęsknią. Tak, teraz też był moment gdy wymyślałam nowe scenariusze przygód mamy i taty. W tych czterech ścianach wcale nie było mi źle, lecz od czasu do czasu miażdżyła mnie cisza własnego domu. Zauważyłam, że wybrudziłam kanapę krwią. Poszłam po ręcznik z zimną wodą i zmyłam ślad. Dzisiejsze wydarzenia, a co za tym idzie - zachwianie emocjonalne dało mi w kość. Otworzyłam okno, pozwoliłam zapachowi tytoniowych kwiatów zabrnąć aż tu. Usiadłam na parapecie, zapaliłam wysoką, prostą lampę, która stała obok mnie. Teraz jedyne czego potrzebowałam to dobrej książki. Wzięłam z prostego, modernistycznego stolika "Białą Gejszę" i zatopiłam się w lekturze. Szum deszczu zakłócał dźwięki Beatelsów, a ciężkie powietrze osiadało na barkach, chwile słabości zniknęły wraz z burzą. Co kilka minut jakaś niesforna kropelka kapnęła na kartkę książki. Myślę, że i ja jestem taką niesforną, odosobnioną kropelką, która upada tam gdzie nie powinna.


piątek, 19 grudnia 2014

King of Warriors 4

Przeszłyśmy kilka kroków i znalazłyśmy się na ringu. Nasza obecność przyciągnęła uwagę wielu mężczyzn. Nie dziwię się. Mało który nie kieruje się żądzami i instynktem. Dalekie to było od komfortu.
Rozkojarzona nie usłyszałam wezwania do walki. Wściekła Eve rzuciła się w moją stronę. Nie wyglądała, jakby miała konkretnie zaatakować, próbowała naprzeć na mnie swoim ciałem i przewrócić. W ostatniej chwili zrobiłam unik, dziewczyna lekko otarła się o mnie i upadła na ziemię. Powoli kradłam skrawki jej dumy, lekceważyłam obojętnymi krokami. Wstała jeszcze bardziej zdenerwowana, niesfornie wymierzyła cios podążający w kierunku mojej buzi. Uchyliłam się w lewą stronę, zacisnęłam pięść i uderzyłam ją w brzuch. Skuliła się. Gdy była lekko pochylona, zauważyłam, że jej wysoki kucyk jest lekko poluzowany. Mimo to czarne włosy nadal wyglądały nieziemsko, współgrały z gładką skórą i śniadą cerą. Eve otrząsnęła się, wymierzyła we mnie shuto ganmen uchi*, ale w czas zatrzymałam delikatną dłoń. Coraz większy grymas pojawiał się na jej twarzy, widziałam, że denerwuje ją bezradność wobec mnie. Chciałam to skończyć, lecz nie miałam ochoty robić jej krzywdy, w końcu to dziewczyna, taka jak ja. Żal powstrzymywał i ograniczał moją osobę, stał się swoistą blokadą. Pewnie nawet nie potrafiłabym pojąć jej problemów, życia, motywów... Z niewielką siłą zadałam jej side kicka**. Eveline była u kresu sił, widziałam to, lecz przed walką umknęło coś mojemu spojrzeniu, teraz niosło ogromne zagrożenie. Przykucnęła i patrząc spode łba wysunęła ze skórzanego buta nóż. Mały, z kastetem na rękojeści. Usłyszałam głośne krzyki i gwizdy, zakręciło mi się w głowie. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z taką sytuacją, do tego to dopiero moja druga walka. Obróciłam się w stronę miejsca, gdzie wcześniej stał Bang z nadzieją, że mi podpowie. Już go tam nie było. Znów zerknęłam na przeciwniczkę. Dyszała, zaciskała w ręku broń, po chwili ruszyła, zaczęła biec w obłędzie z wyprostowaną ręką skierowaną ku mnie. Nóż miał za zadanie zranić moją twarz. Chciałam odsunąć się w bok, lecz Eve wzięła zamach od góry. Odchyliłam ciało do tyłu, ledwo utrzymując równowagę. Przejechała czubkiem ostrza po moich wargach, krew sączyła się apatycznie, spływając po szyi i wzdłuż obojczyka. Smak żelaza paraliżował język. Zachwiałam się, w tym momencie dziewczyna przekroczyła wszelkie granice. Wściekła, wysokim kopnięciem wytrąciłam jej nóż z dłoni, przy okazji raniąc ją nieznacznie. Ostatecznym ciosem było kansetsu geri***. Teraz leżała naprzeciw mnie. Nadal wściekła, wycieńczona. Nie mogła się podnieść. Z pożałowaniem popatrzyłam na nią i już miałam odejść, lecz coś... coś mnie zatrzymało. Czy to sumienie? Podałam jej dłoń, nie chciała przyjąć. Pochyliłam się, podniosłam ją i chwilę później sadzałam na czerwonej, zamszowej, kanapie, która stała obok kilku ławek, udających trybuny. Nie była zadowolona. Mimo to wiem, że zrobiłam dobrze. Kilka minut potem podszedł do niej zatroskany, wysoki, atletyczny blondyn. Niebieskie oczy błyszczały mu niczym dwa ogromne szafiry. Długie włosy spływały po jego szerokich ramionach. Zajął się Eve. Ona w przeciwieństwie do mnie miała kogoś, kto się o nią martwił.
Przepełniona melancholią poszłam po wynagrodzenie. Czy kiedykolwiek znajdzie się ktoś, kto będzie dla mnie wyrozumiały, kochający? Zakładam, że raczej pozostanie to moim pięknym, niespełnionym pragnieniem. Bella widział mój ból, lecz wolał udawać, że wszystko w porządku.
-Czy można używać broni w walkach? - mój chłodny głos załamał mi się na końcu pytania.
-Niby nie, ale to nielegalne walki, wszystko jest możliwe, kochanie.
-Jestem zmęczona, proszę, daj mi wypłatę. Idę do domu, muszę jeszcze odrobić lekcje.
Gdy wyszłam było już ciemno. W powietrzu unosił się zapach kwiatów tytoniu. Ciężkimi krokami zmierzałam do domu. Ćmy jak szalone obijały się o przygasające latarnie. Słyszałam grzebiące w śmieciach bezdomne koty, które nerwowo szukały pożywienia. Zdawało mi się, że za jedną z kamienic widziałam ludzką sylwetkę. Dla mnie ten wieczór trwał jeszcze bardzo długo...

*cios w karate kyokushin, uderzenie w skroń zewnętrznym kantem dłoni
**cios w kickboxingu, kolejno, kopnięcie boczne
***cios w karate kyokushin, kopnięcie w kierunku stawu kolanowego

niedziela, 14 grudnia 2014

King of Warriors 3

Rozpoznałam bluzę, w której był mężczyzna. Stałam jeszcze kilka minut lekko oszołomiona. Pusty wzrok odzwierciedlał równie pusty umysł. Nie mogłam uwierzyć. Chciałam to potraktować jako złudzenie. Nagle zrozumiałam, dlaczego cały dzień mnie obserwowano. Dziwne było to, że nie czułam żadnego strachu, nawet mimo wspomnień wczorajszej walki, którą oglądałam. Wiedziałam, kto mi pomógł. Wiedziałam, czyje imię wykrzykiwali wczoraj wszyscy na sali. Wiedziałam też, że ta osoba tak bardzo działa mi na nerwy i oczywistym jest nieposłuchanie jej. Nie boję się tego flirciarza! Za to on chyba mnie tak. Złowrogi uśmieszek zawitał na mojej twarzy. Obrałam kierunek - King of Warriors. Obrałam też nowy cel - pokonać Banga!
Poczułam się, jakbym mogła wszystko. Szybkim krokiem pomaszerowałam do piwnicy.
Zastanawiałam się, czy już dziś prosić o walkę z kolegą ze szkoły. Może jeszcze poczekać? Albo udowodnić mu moją siłę. Chcę usłyszeć jak ten niski, mocny głos wypowiada słowa: "Wygrałaś Muteki". Myśli te napędzały moje ambicje. Zmierzę się z nim, a on nie będzie mógł mi odmówić!
Nieodparta pokusa znów zwiodła mnie do piwnicy.
Od razu obrzuciłam pytaniami Bellę, który był w trakcie obsługiwania klientów.
-Dlaczego on tu jest?! Co on tu robi?!
-Poczekaj młoda - bąknął polewając Jacka Danielsa do szklanki niskiego, filigranowego chłopca, który ze smutkiem w oczach obserwował napełniające się płynem naczynie.
-Ale musisz mi to powiedzieć!
Bella dolał coli, sypnął dwie kostki zimnego lodu, przesunął napój w kierunku klienta i zwrócił się do mnie:
-Co tak bardzo cię interesuje?
-Bang - mężczyzna prychnął.
-Zabawne. Pytasz o osobę, która ma tutaj najwięcej do powiedzenia. Wiesz na czym polega system funkcjonowania tego miejsca?
-Nie. Opowiedz mi o tym! - krzyknęłam zniecierpliwiona.
-Codziennie odbywa się tu kilkadziesiąt walk. Wyniki są zapisywane nie tylko ze względu na zakłady pieniężne. Ten, który pokona każdego zawodnika, jaki zjawił się w piwnicy - jest królem. Jak sama nazwa wskazuje - nosi on tytuł "King of Warriors". Kochanie, jeśli jeszcze się nie domyśliłaś do czego zmierzam to powiem ci dobitnie - chłopak, o którego pytasz to nasz obecny władca.
-Słucham?! - stałam jak wryta.
Poprosiłam Bellę by nalał mi piwa. Napełnił półlitrowy kufel, piana szybko opadła, wzięłam jeszcze słomkę i chwilę później upajałam się gorzkawym smakiem alkoholu.
Nadal nie do końca wszystko rozumiałam. Zaczęłam męczyć barmana kolejnymi pytaniami.
-Kiedy Bang zawitał tu po raz pierwszy?
-Jakieś trzy lata temu. Przywlekł się tu młody, nieporadny. Zrezygnowany wymusił walkę, nieźle oberwał. Przegrywał raz za razem. Któregoś dnia jednak udało mu się wygrać swoje pierwsze starcie. Wtedy obudził się w nim demon. Zaczął ciężko pracować, uczył się każdego dnia. Wytrwałość doprowadziła go na sam szczyt.
-Mam szansę go pokonać, wygrać to miejsce - mruknęłam.
-Słucham?
-Nie, nic, nic.
Odeszłam wolnym krokiem od baru, rozejrzałam się, wokół byli sami starsi mężczyźni. Wróciłam wzrokiem do chłopaka, którego wcześniej obsługiwał Bella. Blondynek zupełnie nie pasował do tego miejsca. Bardzo zadbany, o kobiecych rysach twarzy. Włosy proste, kończące się na linii szczęki, z przedziałkiem pośrodku i ten melancholijny wzrok skupiony na już wpół pustej szklance. Zainteresował mnie, zmierzałam w jego kierunku, lecz ktoś wyrwał mnie z tego transu.
-Ty jesteś Muteki!
Obróciłam się i ujrzałam nieziemsko piękną dziewczynę. Mniej więcej w moim wieku.
-Tak!
-Walcz ze mną!
Byłam zaskoczona. Z jej ogromnych, karych oczu biła nienawiść. Czarne, długie i proste włosy związała w wysoki kucyk. Jej twarz przyozdabiał piercing, dwa kolczyki pod pełnymi, bordowymi ustami. Skąpy strój uwydatniał kobiece kształty. Szczupła, o wąskich ramionach, dużych piersiach. Lateksowe spodnie opinały się na pupie, a czarne buty na grubym, wysokim obcasie podkreślały zgrabne stopy. Naćwiekowany biustonosz dodawał jeszcze pikanterii.
-Jak się nazywasz? - odparłam ze spokojem w głosie.
-Eveline, Eve.
Podeszłam do niej bliżej, zauważyłam kiełki ujawniające się w szyderczym uśmiechu. Poczułam niezwykły zapach konwalii. Łagodność tych perfum zmieniała trochę sposób odbioru jej postawy. Sprawiała wrażenie łagodniejszej. Zaniepokoiłam się tym faktem. Nawet jeżeli jestem pewna siebie, zawsze powinnam docenić przeciwnika, a takie drobne szczegóły nie mogły na mnie wpływać.
-Będę z tobą walczyć. - powiedziałam.
Kątem oka ujrzałam Banga. Nie wyglądał na zadowolonego, lecz ja nie miałam zamiaru rezygnować ze starcia.